Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności       AKCEPTUJĘ
Okladka ksiazki zapomniani zolnierze hitlera

Zapomniani żołnierze Hitlera

Jarosław Gdański

Oficjalna historiografia – nie tylko państw demokracji ludowej, ale także Zachodu – bardzo długo spychała na margines jeden z najważniejszych i najtragiczniejszych epizodów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej: masową dezercję żołnierzy sowieckich w pierwszych miesiącach wojny oraz późniejsze zbrojne poparcie nazistów przez większość narodów Kaukazu. Historycy radzieccy tematu tego poruszać nie mogli z przyczyn cenzuralnych. Zgodnie z wytycznymi Stalina (i kolejnych genseków), zjawisko takie nie miało w ogóle miejsca, nie mieściło się bowiem w granicach zdrowego rozsądku. Bo kto normalny zdradzałby swoją, mlekiem i miodem płynącą ojczyznę, aby poprzeć największego zbrodniarza w historii ludzkości, Adolfa Hitlera? Po wojnie jednak wody w usta nabrali również historycy zachodni – w dużej mierze dlatego, że alianci, głównie Brytyjczycy, przyczynili się do masowej eksterminacji zdrajców ZSRR w pierwszych powojennych latach. Nie leżało zatem w ich interesie podkreślanie haniebnej roli, jaką odegrali przywódcy demokratycznego świata w wydaniu w ręce Stalina, a więc na pewną śmierć, dziesiątek tysięcy uciekinierów z komunistycznego raju. Tematu nie dało się jednak całkowicie przemilczeć, dlatego Sowieci postanowili odkryć część prawdy, tworząc w ten sposób zasłonę dymną, mającą na celu ukrycie powszechności zjawiska zdrady i dezercji z szeregów Armii Czerwonej. Tą zasłoną dymną stała się postać generała Andrieja Własowa, którego po wojnie przykładnie napiętnowano, osądzono i powieszono w Moskwie. Własow miał utożsamiać całe zło, wszystkich zdrajców, podczas gdy był on jedynie trybikiem w machinie oporu wobec władzy radzieckiej i okrutnej dyktatury Józefa Stalina. W krajach demokracji ludowej, a więc również w Polsce, wytyczne historiografii radzieckiej przyjmowano przez długie lata bez większych zastrzeżeń. Sowieci grali w ten sposób na polskich emocjach, przypominając co rusz skutki działań Ukraińskiej Powstańczej Armii na Podolu i Wołyniu, jak również udział bandytów Bronisława (Mieczysława) Kamińskiego z RONA (czyli Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej) w tłumieniu powstania warszawskiego. Dzięki temu sprytnemu zabiegowi socjotechnicznemu polscy historycy gotowi byli potępiać w czambuł wszystkich radzieckich zdrajców, choć przecież wielu z nich przez lata sympatyzowało z Polską, a niektórzy – jako polityczni emigranci po I wojnie światowej i rewolucji październikowej – mieszkali nawet w naszym kraju przed 1939 rokiem. Niezrozumienie przyczyn ich postępowania miało jeszcze jedno źródło. Osoby, które do momentu powstania PRL-u nie zaznały bezpośrednio „dobrodziejstw” systemu stalinowskiego, nie potrafiły zrozumieć, jak to możliwe, by poprzeć Hitlera i nazistów. Stąd wynikała prosta – by nie rzec wręcz: prostacka – analogia: kto popiera zbrodniarza sam musi być zbrodniarzem! Tę różnicę poglądów widać doskonale w literaturze wspomnieniowej. Zupełnie inaczej oceniali wybuch wojny niemiecko-radzieckiej Polacy mieszkający w Generalnym Gubernatorstwie (czyli pod okupacją hitlerowską) i Polacy zamieszkujący Wilno czy Lwów (a więc znajdujący się pod okupacją sowiecką). Dla pierwszych była to tragedia, dla drugich – wielka nadzieja. Nadzieja, ponieważ dla nich wszystko było lepsze od dyktatury komunistycznej, a więc nawet rządy Niemców. Paradoks historii! Ale mówiący wiele nie tylko o nastrojach naszych rodaków z Kresów wschodnich, ale także większości narodów zniewolonych przez stalinowski komunizm. Czy w takiej sytuacji można dziwić się Ukraińcom, Łotyszom, Kozakom, Turkmeńcom i wielu innym, że postanowili wystąpić zbrojnie przeciwko Armii Czerwonej u boku Hitlera? Innej alternatywy nie mieli… W Polsce ukazało się już kilka książek podejmujących ów wrażliwy temat. Dotychczas jednak były to tłumaczenia z języków obcych – między innymi niezbyt udana praca Catheriny Andreyev „Generał Własow i rosyjski ruch wyzwoleńczy” (Gryf 1990) oraz zbeletryzowana „Iluzja. Żołnierze radzieccy w armii Hitlera” Juergena Thorwalda (PWN 1994). A przecież to właśnie Polak, emigracyjny pisarz Józef Mackiewicz, jako pierwszy – i to zaledwie kilka, kilkanaście lat po wojnie – publikował artykuły i powieści przedstawiające w sposób obiektywny ten zapomniany (a raczej skazany na zapomnienie) epizod Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wystarczy sięgnąć po „Kontrę”, „Nie trzeba głośno mówić” bądź „Sprawę pułkownika Miasojedowa”, by nie mieć wątpliwości, komu należy się palma pierwszeństwa. Mackiewicz miał również odwagę potępić Brytyjczyków za złamanie konwencji haskich, co przejawiło się w odesłaniu do ZSRR większości wziętych przez dumnych synów Albionu do niewoli zdrajców Stalina. Ale Mackiewicz tworzył beletrystykę, stąd też jego oddziaływanie było znacznie mniejsze od zamierzonego przez autora. Tym samym opublikowana kilka miesięcy temu książka Jarosława Gdańskiego jest pierwszą próbą objęcia całości tematu przez autora polskiego. Choć Gdański nie jest zawodowym historykiem, przyznać trzeba, że do swego zadania odniósł się z podziwu godną pieczołowitością. Postanowił przedstawić wszystkie oddziały, które zbrojnie stanęły po stronie Wehrmachtu bądź Waffen-SS tylko po to, by zmieść z powierzchni ziemi znienawidzony bolszewizm. Mimo że trudno doszukiwać się w jego dziele porażających nowości, to jednak stało się ono bardzo przyzwoitym kompendium wiedzy o „zapomnianych żołnierzach Hitlera”. Niemieckie dokumenty sztabowe z pierwszych miesięcy wojny z ZSRR nie pozostawiają wątpliwości, że skala dezercji z szeregów Armii Czerwonej była olbrzymia. Latem i jesienią 1941 roku na stronę niemiecką przechodzili nie tylko pojedynczy żołnierze, ale niekiedy nawet całe bataliony. Wzięci do niewoli żołnierze sowieccy nierzadko od razu deklarowali swoją chęć pomocy w walce z bolszewikami. Hitlerowcy byli kompletnie zaskoczeni. I to do tego stopnia, że nie mieli pojęcia, co począć z masą ludzi, która dobrowolnie oddała się do ich niewoli. Chaos potęgowany był brakiem konkretnych rozkazów. Trzeba bowiem wziąć jeszcze pod uwagę wytyczne nazistowskiej propagandy, wyraźnie uznające ludy słowiańskie za „podludzi”. Powstał więc bardzo poważny problem: co robić z „podludźmi”, którzy chcą zostać towarzyszami broni nazistów? Początkowo wielu niemieckich dowódców rozwiązywało problem na własną rękę: uzbrajali zdrajców i kierowali ich do nadzorowania porządku na już opanowanych przez Wehrmacht terenach, wyręczali się nimi również podczas walk z komunistyczną partyzantką. Nieco inaczej miała się rzecz z obywatelami państw bałtyckich, Ukraińcami (którzy w sporej części współpracowali z III Rzeszą jeszcze przed 1941 rokiem) oraz narodami kaukaskimi. Stosunek Niemców do „hiwisów” (z niemieckiego „Hilfswilligen”, czyli ochotnicy pomocniczy) zmieniał się wraz z rozwojem sytuacji na froncie i kolejnymi porażkami Wehrmachtu – pod Stalingradem, Leningradem, na Łuku Kurskim. Zaczęto wreszcie dostrzegać w nich realnych pomocników, choć najczęściej traktowanych po prostu jako „mięso armatnie”, wcale nie mając na uwadze ich faktycznych celów, to znaczy odzyskania niepodległości i stworzenia własnych, niezależnych państw. Dlatego też dopiero w 1944 roku, kiedy wojna była już praktycznie przegrana, postanowiono wykorzystać politycznie znajdującego się w niemieckich rękach od ponad dwóch lat generała Andrieja Własowa. Postanowiono go na czele Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji i tworzonej naprędce Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej. Było jednak zbyt późno, aby rola, jaką mu powierzono, mogła odmienić losy wojny na wschodzie Europy. Niejako na marginesie ogólnych rozważań autor książki kreśli krótkie portrety czołowych „zdrajców”. Dowiemy się więc co nieco o generale Własowie, Bronisławie Kamińskim (który dosłużył się nawet stopnia Brigadefuehrera-SS, po czym został zlikwidowany przez Niemców za… zbrodnie popełnione przez jego żołnierzy), atamanie kozackim Piotrze Krasnowie (byłym generalne carskim, który w roku 1941 podjął jeszcze jedną próbę wyplenienia z Rosji bolszewizmu) oraz hrabim Borysie von Smysłowkim (Finie z pochodzenia, którego eksodus udanie przedstawił francuski reżyser Robert Enrico w znakomitym filmie „Wiatr ze Wschodu”). Kogo zabrakło? Dobrze byłoby, gdyby w kolejnych wydaniach, jeśli będą, Gdański poświęcił więcej uwagi niemieckiemu generałowi Helmuthowi von Pannwitzowi, który choć walczył głównie na froncie bałkańskim, to jednak dowodził dywizją kozacką. Nieco więcej uwagi przydałoby się również osobie litewskiego dowódcy Vietine Rinktine (czyli Formacji Miejscowych) generałowi Povilasowi (Pawłowi) Plechaviciusowi, którego jednym z zadań było zwalczanie Armii Krajowej na Wileńszczyźnie. W „Zapomnianych żołnierzach Hitlera” Jarosław Gdański szczegółowo opisuje kolejne etapy tworzenia wojsk pomocniczych, później przeistaczanych w regularne oddziały Wehrmachtu bądź Waffen-SS. Dokładnie przedstawia zmieniający się – niekiedy z miesiąca na miesiąc – stosunek władz niemieckich do swoich niespodziewanych sojuszników. Prezentuje również całe mnóstwo danych statystycznych, obrazujących skalę zjawiska. Ilość materiałów źródłowych, jakie musiał przestudiować autor, była zaiste olbrzymia. I to wzbudza szacunek. Rodzi też jednak pewien istotny problem. Oficjalne dokumenty, choć bywają najczęściej – przynajmniej w przypadku dokumentów niemieckich – skrupulatnym odzwierciedleniem rzeczywistości, nie oddają całej gamy sprzecznych uczuć, jakie musiały targać ludźmi, którzy zdecydowali się na zdradę. Mamy więc do czynienia z pracą, która przedstawia – owszem, bardzo drobiazgowo – temat, ale pomija ludzki aspekt dramatu. W lawinie danych statystycznych, w powodzi oficjalnych dokumentów giną gdzieś najtragiczniejsze ludzkie dylematy. Gdański, niestety, nie odpowiada zadowalająco na najbardziej oczywiste pytanie, jakie nasuwa się czytelnikowi jego książki: dlaczego? Dlaczego ponad milion obywateli Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich postanowiło zdradzić swoją ojczyznę i towarzysza Stalina, decydując się na podjęcie wspólnej walki z Hitlerem? Dlaczego wielu z nich, po zdjęciu radzieckich mundurów, zakładało mundury esesmańskie? I wreszcie: dlaczego po wojnie zostali przez aliantów wydani Stalinowi, chociaż wielu z nich nie posiadało nawet obywatelstwa sowieckiego?… Na te pytania odpowiadają jednak Thorwald i Mackiewicz, dlatego po zakończeniu „Zapomnianych żołnierzy Hitlera” warto – a wręcz należy – sięgnąć po „Iluzję” i „Kontrę”. Sebastian Chosiński  

Szczegółowe informacje

isbn:83-89667-32-0
wydawnictwo:De Facto
data wydania:2005-01-01
liczba stron:264
język:polski
ocena:5.0

Dostęp do plików ebook pdf i innych części strony jest dla zalogowanych użytkowników! Zaloguj się przez Facebooka lub zarejestruj się klasycznie sposób poprzez podanie swojego mail. Pamiętaj, aby podać poprawny adres e-mail!